Bornholm chodził nam po głowie od kilku ładnych lat. Ostatecznie na wspólne zdobywanie go zdopingowali nas sąsiedzi Kasia i Kamil, rodzice koleżanki naszej 2-letniej córeczki Poli. Oni jeszcze zabrali znajomych z kolejnym 2-latkiem. I tak zawiązala sie ekipa My: Marzena i Michał, oraz Kasia, Kamil, Justyna i Łukasz i 4 naszych pociech, w tym mała 11-miesięczna Amelka. Plan była taki: w 3 dni objeżdżamy wyspę rowerami, organizujemy sobie przyczepki rowerowe dla dzieci, zabieramy namioty i śpiwory. Sakwy Crosso sprawdziły sie tu idealnie, duże, pojemne, pakowne, wodoszczelne i bardzo ładne.

Zdecydowaliśmy się na przełom lipca i sierpnia ze wzgledu na pogodę oraz jeszcze możliwe ciepłe noce (spanie pod namiotem). Wykupiliśmy bilety na prom z Kołobrzegu do Nexø. I tak w piątek przed 7 rano 31 lipca meldujemy się na pokładzie  „Jantaru”. Nasz radosny nastrój zostaje przerwany komunikatem kapitana, że ze wzgledu na złe warunki na morzu rejs w dniu dzisiejszym zostaje odwołany. Szybko przebukowujemy bilety na dzień następny, pojawia sie też propozycja nolegu na pokładzie promu. Chociaż z 4 małych dzieci brzmi to raczej jak sen wariata

Około południa pogoda się poprawia, postanowiamy zwiedzić uroki Kołobrzegu i kilku nadmorskich sąsiadujących miejscowości. Jedziemy rowerami aż do Ustronia Morskiegio, po drodze mijamy zrujnowane lotnisko wojskowe w Bagiczu, na obiad rybka w Ustroniu, wieczorkiem chillout na lokalnym jazz festiwalu, później piwko w marinie.

Nocleg na pokładzie bez większych zakłóceń, zostajemy zerwani o 5 rano przez kapitana, gdyż o 6 zaczynała sie odprawa pasażerów. Rejs przyjemny, bez większych niespodzianek. Na pokładzie poznajemy motocyklistów i rowerzystów, wymieniamy się planami i wskazówkami odnośnie zwiedzania wyspy. W luku bagażowym trudno odnaleźć własny bagaż, gdyż sakwy Crosso są bardzo popularne wsród cyklistów.

Dochodzimy do wniosku, że w 2 dni z 4 malych dzieci nie uda nam się objechać całej wyspy. Decydujemy sie skierować na północ, następnie przez interior przedostać sie do Rønne.

Pierwszy przystanek to Arsdale, a tam crem de la crem Bornholmu: bielący sie w słońcu przepiękny stary holender. Ozdobiony dziesiątkami doniczek z kwiatami. Taki widok, i to  na samym początku trasy. Kolejny przystanek – przepiękna zatoka w miejscowości Svaneke, trzeba wypuścić dzieci z przyczepek aby rozprostowały nogi. Sadowimy sie przy murku w miejscowym porcie dla żaglówek. Głód zaczyna nam doskwierać, dziecaki szaleją. Ciężko jest nam je z potem pousadzać w przyczepkach. Postanawiamy dojechać do kolejnej miejscowości Gudhjem i posilić sie w polecanej wędzarni ryb z wieloletnia tradycją. Dzieli nas 14km. Niby niedużo, jednak z pustymi żołądkami, sporym obładowaniem rowerów oraz przyczepkami z dziećmi nie jest tak wcale łatwo, tym bardziej, że przez większość trasy droga pnie się mocno pod góre. Nie spodziewaliśmy się że na wyspie są takie przewyższenia, niełatwo jest wjechać pod górkę na obładowanym rowerze. Jesteśmy oczywiście pod wielkim wrażniem sieci ścieżek rowerowych oraz kultury innych uczestników ruchu wobec rowerzystów. U nas jest to wręcz niespotykane. Niespotykane u nas są również małe kramiki z warzywami, owowcami czy przetworami domowej roboty, bez sprzedawcy. Po porostu na każdym towarze jest cena, trzeba zapisać w zeszycie co sie wzięło i do skrzyneczki wrzucić odliczone pieniążki. Coś takiego u nas? Poza naszą wyobraźnią.

Docieramy do celu. W poszukiwaniu owej smażalni przemierzamy całe miasto, wiemy, że mamy szukać żółtego budynku z kilkoma wysokimi kominami. Gudhejm jest jak z bajki, przepiekny nadmorski kurort, masa sklepów z pamiątkami, resturacji, barów, kawiarni, zachwycająca promenada. Odnajdujemy wędzarnię i decydujemy się na fiskebuffet. Czyli płacisz raz i jesz ile chcesz. I rzeczywiście jest to nie do przejedzenia. To co Bornholmczycy potrafią zrobić ze śledziem to jakiekolwiek pojęcie przechodzi. Jest śledź wędzony, suszony, duszony, smażony, pieczony, marynowany i to wszystko podane z dziesiatkami wybornych sosów, czy warzyw. Są burgery ze śledzia, śledź delikatny, i pikantny, tradycyjnie czy egzotycznie. Po raz pierwszy gardzimy krewetkami i wybieramy (o dziwo) śledzia. Koszt takiego butetu to 125 DKK czyli jakies 70PLN, jak na Bornholm cena bardzo korzystna. Od tego dnia większość z naszej szóstki stało sie fanami śledzi. Jest przyjemnie, ale czas nas goni, ruszamy dalej. Znowu stromo i pod górę, poza tym jesteśmy ociężali po obfitym obiedzie. Planujemy dojechać do miejscowości Rø, i później odbić ku środkowi wyspy. Na początku droga idzie bardzo cieżko i powoli, ścieżka rowerowa wiedzie wzdłuż przepięknego wąwozu, po jednej stronie pola uprawne z dojrzewającymi w słońcu łanami zbóż, po drugiej strzeliste skały. Co jakiś czas mijamy malutkie miejscowości i oczywiście dziesiątki wiatraków, i nowoczesnych i tych bardzo starych. Ożywiamy się na przedmieściach Rønne. Postanawiamy wjechać do miasta, zrobic chwilę przerwy no i obiecane dzieciom lody.  Rønne – stolica Bornholmu jest ładne, czyste, schludne, ma jedniolitą zabudowę. Nawet witryny sklepów są dyskretne, nam, przyzwyczajonym do nachalnych reklam, bardzo się to podoba. Zaczyna się ściemniać, a my jeszce nie znaleźliśmy miejsca do spania. Kasia znalazła wcześniej w internecie interesującą miejscówkę u lokalnych farmerów, tanie spanie, z szansą zakupu lokalnych produktów do zjedzenia. Nie mamy dokładnego adresu tylko opis tego miejsca, ma być oddalone ok 5 km od Rønne. Początkowo nie możemy tego znaleźć. Zaczynamy sie zastanawiac się czy wybraliśmy dobra drogę dojazdową. W końcu trafiamy. Jest to mały camping, bardzo tani, w szczerym polu, łazienki to 2 budki. Jedna to sławojka, druga to prysznic na monety. Mili właściciele. Spotykamy tam Polaków z którymi płyneliśmy tym samym promem, wymieniamy się wrażeniami. Rozkładamy namioty, dzieciaki szaleją, jakaś skromna kolacja na zasadzie kto co ma, idziemy spać.

Następnego dnia wcześnie rano pobudkę urządzają nam dzieci. Powoli zwijamy nasze obozowisko. Dzięki temu, ze sakwy Crosso są wodoszczelne nasze rzeczy nie uległy zawilgoceniu rosą. Jemy śniadanie i w drogę. Droga dziś idzie bardzo sprawnie, co chwila Endomondo dorzuca nam kolejny przejechany kilometr. Jest coraz cieplej. Po drodze mijamy wiele pięknych, świetnie zachowanych holendrów. Mały przystanek na plażowanie w Dueodde. Parkujemy nasze rowery i udajemy się na jedną z najpiękniejszych plaż nad Bałtykiem. Duża, szeroka, biały piasek, absolutny brak tłumów. To jest to! Spacerujemy, moczymy nogi,  pomagamy dzieciom budować zamki z piasku. Nie chce nam się opuszczać tego magicznego miejsca. Potem organizujemy sobie obiad i w drogę. Do Nexø mamy tylko kilka kilometrów. Robimy jeszcze zakupy w lokalnym, supermarkecie. Wydajemy ostatnie korony. Ich słynna, genialna musztarda, której spróbowaliśmy ze sledziem – zakup obowiazkowy, poza tym słodycze, lokalne piwo. Dojeżdzamy do przystani, ładujemy sie na prom, nasza wyprawa kończy się. Jesteśmy pod wrażeniem swojego wyczynu, bo nawinęliśmy ponad 100km w dwa dni z 4 małych dzieci.

Serdeczne podziękowania dla Poli, Kalinki, Tytusa i Amelki za to ze były bardzo dzielne i pozwoliły spełniać pasje podróżnicze swoich rodziców.

zzz2 zzz1 10 9m 8m 7m 5m 2 1

 

    0
    Twój Koszyk
    Twój koszyk jest pustyWróć do Sklepu
      Kupony rabatowe