Kaszuby rodzinnie

Przed wyjazdem mieliśmy kilka podstawowych założeń ale najważniejszym z nich był: Słuchamy dzieci! Nie spodziewaliśmy się jednak, że już przed wyjazdem będzie trzeba zmieniać plany właśnie z uwagi na nie. Adaś złapał zapalenie płuc i nie byliśmy gotowy by wszyscy razem wystartować w zakładanym terminie. Monika, Wiktor i mała Gabrysia, wyruszyli więc pierwsi a my z Adasiem dołączyliśmy kilka dni później.
Do ekipy dołączyła też Gabrysia na swoim wysłużonym Franku – rowerze kupionym niegdyś na rynku za 60zł (gdy jeszcze takie stare graty nie były super trendy:)), na którym przemierzyła już kawał Polski i nie tylko.
Gdy już byliśmy w komplecie, postanowiliśmy z opóźnieniem zrealizować wstępnie zakładany plan pokręcenia się po wioskach na Kaszubach, dotarcia na 1-2 dni nad morze a później zjechania jeszcze na chwilę w Bory Tucholskie. Jakież było nasze zdziwienie gdy okazało się że przemieszczanie się z całym ekwipunkiem po niepłaskich Kaszubach, na rowerach z 5 przerzutkami (z których nie wszystkie działają) to łatwych nie należy:). Walczyliśmy jednak dzielnie, wyszukując na mapie leśnych duktów, miejscówek na dzikie noclegi nad jakąś wodą i zaliczając obowiązkowo postoje przy każdym mijanym placu zabaw, a tych o dziwo było mnóstwo! Pięć domów na krzyż w środku niczego + super nowoczesny plac zabaw zrealizowany z środków z UE to standardowy widok. Tak samo standardowy jak to że nikogo poza nami tam nie było. Tak sobie nieśpiesznie pokonywaliśmy po 50-60km dziennie aż w końcu dotarliśmy na morze. Jak się szybko okazało czekały nas tam 2 najgorsze dni wyjazdu…miał być relaks rybka, gofry itd – regeneracja przed dalszą drogą  a tymczasem smród kebaba, dudniące dyskoteki i tłumy ludzi, o których non stop musieliśmy się ocierać wykończyły nas doszczętnie i utwierdziły w przekonaniu że taki wczasów swoim dzieciom fundować nie będziemy! Potrzebę odreagowania i oddalenia się z okolic Łeby mieliśmy tak dużą, że nakręciliśmy tego dnia ponad 80km! Nie, nie podaliśmy dzieciom środków nasennych żeby grzecznie siedziały w przyczepce:) Zmienialiśmy co jakiś czas konfiguracje kto kogo wiezie, kto w której przyczepce jedzie, kto kogo zagaduje i tak jakoś, nie wiedząc kiedy zrobiliśmy swoją „życiówkę”. Ostatnie 3 dni wyjazdu kręciliśmy się po Borach Tucholskich, w które koniecznie chcemy jeszcze z dzieciakami wrócić!
Ilość km pokonanych podczas pchania rowerów była pewnie niewiele mniejsza niż tych, które przejechaliśmy pedałując. Do tego Franek okazał się najbardziej problemowym „członkiem” wyjazdu. Zaliczyliśmy w Lęborku wymianę bagażnika, a ostatnie 3 dni Gabrysia była zmuszona jeździć bez przerzutek bo i te postanowiły zakończyć żywot. Zaraz po powrocie wszyscy obiecywaliśmy sobie więc, że za rok to już na rowerach z prawdziwego zdarzenia.
Dzieciaki rewelacyjnie odnalazły się w klimacie biwakowym. Spanie w namiocie, jedzenie ze wspólnej menażki, wieczorne kąpiele w jeziorze – sami pamiętamy jaką mieliśmy z tego frajdę w dzieciństwie i tym bardziej cieszy nas jak Gabrysi i Adasiowi przypadło to do gustu.
Za rok jedziemy na Islandię. Bilety lotnicze kupione i teraz czeka nas decyzja: rowery? auto?trekking? złapaliśmy bakcyla:)
Autorka relacji: Ania Korzeniowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    0
    Twój Koszyk
    Twój koszyk jest pustyWróć do Sklepu
      Kupony rabatowe