W sierpniu 2019 roku wyruszyliśmy w naszą pięciomiesięczną podróż, zabierając ze sobą rowery i trochę bagażu. Wszystkie destynacje były zaplanowane przed wylotem z Polski, bilety samolotowe zakupione. Plan był prosty – przejechać rowerem z Ałma-aty (Kazachstan) do Duszanbe (Tadżykistan), następnie lot do Auckland i znów rowerem do Christchurch, kolejny lot do Tokio i przejazd rowerem do Osaki, a na zakończenie wakacje bez roweru w Tajlandii. Ponieważ była to dla nas pierwsza tego typu dłuższa wyprawa, planowaliśmy ją trochę po omacku w oparciu o informacje znalezione na różnego rodzaju forach internetowych oraz opowiadania podróżników, którzy byli w tamtych rejonach. Oczywiście, najlepiej uczymy się na własnej skórze, więc bogatsi o doświadczenie spróbujemy Wam przybliżyć nieco informacji o Nowej Zelandii, którą uważamy za najciekawszą ze wszystkich naszych rowerowych destynacji.
W Auckland wylądowaliśmy pod koniec września, czyli na początku tamtejszej wiosny. Było naprawdę zimno, wietrznie i mokro. Niby wiedzieliśmy, że taka pogoda towarzyszy tej porze roku, a jednak coś nas zaskoczyło… Mimo tego, od samego początku towarzyszyło nam duże podekscytowanie i nawet mimo pogody cieszył nas niemal każdy dzień w trasie. Pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych, wiosna na Antypodach jest cudowna. Wszędzie kwitną drzewa, kwiaty, łąki, a soczyście zielone kolory wręcz przytłaczają. Mówi się, że trawa jest zawsze bardziej zielona u sąsiada – w tym przypadku to powiedzenie można interpretować dosłownie, gdy chodzi o Nową Zelandię!
Panorama Auckland
Kwitnące drzewa gdzieś na wyspie północnej
Zielone pastwiska na wyspie północnej
Prócz wszechobecnej zieleni, która aż razi w oczy, czy to na wyspie północnej, głównie za sprawą licznych farm, czy na wyspie południowej, za sprawą dzikiego buszu okalającego kilka parków narodowych wybrzeża, na lądzie nie znajdziemy dużej ilości przedstawicieli fauny.
Wylegujący się lew morski u wybrzeża Morza Tasmana
Do czasu zasiedlenia Aoteary (z maoryskiego: Nowa Zelandia) przez człowieka, na wyspach żyły jedynie ptaki (oraz oczywiście zwierzęta morskie). Ponieważ nie miały one styczności z naturalnym drapieżnikiem wiele gatunków ewolucyjnie „oduczyło” się latania, gdyż nie było im to potrzebne. W momencie przypłynięcia pierwszego statku z Wielkiej Brytanii, kiedy z pokładu wyszli nie tylko koloniści, ale także drapieżniki takie jak np. koty, wiele endemicznych gatunków wymarło. Wciąż jednak Nowa Zelandia jest rajem, gdzie nie trzeba się przejmować żadną dziką zwierzyną, jak np. na sąsiedniej Australii podczas biwakowania. Pytani często o nasze doświadczenia czy przygody z fauną Nowej Zelandii jako najgroźniejsze sytuacje możemy przytoczyć historię, gdy nad ranem nasz namiot obszedł jakiś kaczor i tak głośno kwakał, że nas obudził lub spotkanie w namiocie z myszą, która wyjadła nasz makaron…
Nowa Zelandia jest cudownym krajem z niesamowitą przyrodą i boskimi widokami, a do tego posiada rewelacyjną infrastrukturę pod wyprawy rowerowe. Niestety jest też miejscem bardzo drogim. Samo dostanie się na wyspy z rowerem jest niezwykle kosztowne. Jednak, gdy słyszeliśmy o cenach w hotelu/hostelu, transporcie publicznym czy też za wynajęcie campera, to przemieszczanie się rowerem + spanie w namiocie/korzystanie z serwisu typu WarmShowers.org wydaje się rozwiązaniem optymalnym i naprawdę można zrobić to relatywnie tanio!
Nocleg na jednym z darmowych campingów
Za produkty w sklepie zapłacimy nieco drożej niż w Polsce, jednak wciąż są to ceny akceptowalne i przy opcji gotowania samemu na kuchence turystycznej można się zmieścić w kwocie 50 zł za dzień/2-os. Nowozelandczycy kochają kawę i niemal każda osoba przed pracą jedzie do swojej ulubionej kawiarni po kawę od swojego sprawdzonego baristy. Jeśli chcielibyście poczuć się jak typowi Kiwi (jak sami określają się mieszkańcy Nowej Zelandii), to rankiem trzeba wybrać się na świeżo paloną kawę. Koszt takiej przyjemności to około 5 nowozelandzkich dolarów, więc ok 12 zł – czyli podobnie jak w większych miastach w Polsce.
Przerwa na posiłek na boisku do rugby – jednego ze sportów narodowych Nowozelandczyków
Przerwa na posiłek, gdzieś przy Morzu Tasmana
Warto tutaj rozwinąć temat noclegów w Nowej Zelandii, a mianowicie korzystanie z serwisu WarmShowers.org. Strona działa podobnie do popularnego CouchSurfing’u, ale dedykowana jest tylko rowerzystom. Jako użytkownik oferujesz innym rowerzystom miejsce do spania pod swoim dachem, często z opcją posiłków lub dostępu do kuchni czy np. pralki i oczywiście możesz korzystać z tego serwisu w taki sam sposób. Tak się składa, że Nowozelandczycy uwielbiają rowery i serwis ten jest u nich bardzo popularny. Poznaliśmy mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy niesamowicie nam pomogli w czasie naszego pobytu w krainie Kiwi. Liczba usłyszanych przygód, porad dotyczących doboru trasy, opowieści na temat tamtejszej kultury jest nieprawdopodobna i myślimy, że to właśnie te wieczory i wspólne posiłki są największą wartością całej podróży. Pokochaliśmy korzystanie z tego portalu i możliwości jakie daje.
Z jednymi z naszych nowozelandzkich hostów z serwisu WarmShowers.org w miejscowości Taupo.
W rankingu najciekawszych miejsc w których spędziliśmy noc, w czołówce musi się znaleźć budynek opuszczonej poczty w miejscowości Pongaroa przy niezbyt słynnej Route 52. Tamtego dnia znaleźliśmy się w podbramkowej sytuacji przez ulewne deszcze, które trwały od kilku dni. Sprzedawca w tamtejszej sklepo-kawiarnio-poczcie wykonał kilka telefonów, aby zorganizować nam dach nad głową i żebyśmy nie musieli spędzić kolejnej nocy pod mokrym namiotem. Jeżeli wikipedia podaje prawdziwe dane na temat populacji tej miejscowości (około 100 osób) to w przedsięwzięcie zorganizowania nam noclegu, pośrednio lub bezpośrednio była zaangażowana około połowa miejscowej ludności. W końcu udało nam się przenocować w starym budynku poczty z XX w, w której placówka nie działała już od ponad dwudziestu lat. Sama sceneria przypomniała tło jakiegoś dreszczowca klasy B – zapomniane przez Boga miasteczko gdzieś pośrodku niczego, fatalna pogoda – ciemno, zimno i ponuro, dwójka zagubionych rowerzystów prosi o nocleg w starym budynku poczty, niedziałającej już od 20 lat… Można sobie tylko wyobrazić, jak spędziliśmy noc – raczej na czuwaniu niż na wypoczynku ;).
Pogoda nie zawsze nas rozpieszczała…
Ale bywało też pięknie!
Mówiąc o niecodziennych noclegach nie można również pominąć gospodarza, u którego spędziliśmy dwie noce, a nigdy go nie poznaliśmy. Tak się złożyło, że w tym samym terminie miał akurat zaplanowaną wycieczkę w góry z psem, jednak nie przeszkodziło mu to w zaakceptowaniu naszego zapytania o możliwość pobytu w jego domu. Zostawił nam klucze do drzwi, pełną lodówkę, pościelone łóżko oraz karteczkę, że możemy korzystać z wszystkiego, co znajdziemy w domu. Nawet po kilku miesiącach w podróży wciąż nas zaskakiwała ludzka ufność do drugiego człowieka i zupełna bezinteresowność. Tego moglibyśmy się uczyć od Nowozelandczyków!
Kolacja zostawiona przez nieobecnego właściciela domu
Gdzieś na trasie, przy najdłuższej nazwie miejscowości na świecie!
Pozostając w temacie nowozelandzkich nazw. Znak na szczyt Mt. Duppy ;)
Jeśli chodzi o same trasy rowerowe to Aoteara jest rowerowym rajem! Kraj ten posiada wiele wytyczonych tras i dróg rowerowych, podzielonych na poziomy trudności, rodzaj nawierzchni czy rodzaj proponowanej aktywności – MTB, rodzinna przejażdżka czy biketouring. W każdej informacji turystycznej (a są one dostępne niemal w każdej miejscowości) znajduje się mnóstwo darmowych map i informacji praktycznych od tamtejszego Department of Conservation, czyli organu zajmującego się parkami narodowymi, wyznaczaniem tras pieszych, ogólnie pojętą ochroną środowiska i popularyzacją aktywnego wypoczynku. Prócz materiałów w wersji drukowanej można też znaleźć wiele informacji na stronie internetowej poświęconej tylko i wyłącznie trasom rowerowym: nzcycletrail.com. Podczas planowania naszej trasy często posiłkowaliśmy się tym portalem, ponieważ trasy wytyczone przez tę organizację są świetnie przygotowane, oznaczone i niejednokrotnie posiadają naprawdę ciekawą infrastrukturę – tablice informacyjne, miejsca do odpoczynku, punkty samodzielnych napraw rowerów itp.
Oznakowanie tras rowerowych w Nowej Zelandii.
Jeden z mostów przeznaczony tylko dla rowerzystów!
Jeśli jednak nie chcielibyście z jakiś względów poruszać się trasami rowerowymi, to wiedzcie, że ruch na mniej znanych drogach jest naprawdę nieduży, a w większości miast obok chodników poprowadzone są ścieżki rowerowe. Na trasie często byliśmy pozdrawiani i, może poza jedną sytuacją, zawsze spotykaliśmy się z ogromną życzliwością od tamtejszych kierowców.
Droga krajowa o niskim natężeniu ruchu.
Kolejny przykład drogi krajowej. Małe natężenie ruchu i oczywiście, ruch lewostronny ;)
Spędziliśmy w Nowej Zelandii 1,5 miesiąca, a i tak było nam mało. Przez ten czas udało nam się przejechać ok 1650 km rowerem i ponad 2300 km samochodem, a mimo to, nie udało nam się zrobić wszystkiego, co byśmy chcieli! Turystyczna wiza dla obywateli Polski wynosi 3 miesiące i jeśli tylko możecie, polecamy z niej korzystać, ile się da! Miejsc wartych zobaczenia jest naprawdę mnóstwo, a dotarcie do nich rowerem daje nie lada satysfakcję. Jest to kraj pięknych widoków, wspaniałych ludzi i boskich tras rowerowych, a ta mieszanka sprawia, że jeśli tylko będziemy mieć okazję, jeszcze kiedyś tutaj przylecieć, na pewno weźmiemy ze sobą rowery.
Martyna Żwak-Przybytek i Marcin Przybytek
Instagram: bledne_kola